Koniec Świata w Roku Pańskim 2012 nie nastąpił. Przetrwaliśmy Euro, przetrwaliśmy koniec kalendarza, przetrwaliśmy wiele przykrych i ciężkich do przetrwania chwil. Amerykanie odwołali NYC Marathon (więcej w nowym RW) a ja na swoim Maratonie Warszawskim nie padłem, nie skręciłem nogi, nie odpłynąłem choć momentami miałem wrażenie, że jestem tego bliski.
Koniec świata nie nastąpił.. a momentami mam wrażenie, że jednak…no bo… jak inaczej nazwać sytuację, w której cały świat panikuje o swoim końcu, mówią o tym w radiu, wiadomościach, w gazetach, cały Internet pęka w szwach od tego a mimo to po tym jednym dniu gdy wszystko miało się zakończyć…. NIC się nie zmienia.
Jak to jest, że zakładając hipotetyczny koniec wszystkiego, na drugi dzień NIC się nie zmienia? Ludzie nie zaczynają bardziej doceniać swojego życia, nie stają się przyjaźniejsi ani też nie decydują się czerpać więcej ze swojej codzienności?
Przykro jest patrzeć, że dzień później świat nie staje na głowie i nie zaczyna myśleć, jak czerpać więcej z tego co nie zostało im zabrane. Na szczęście, jesteście Wy, Fitbackowicze. W tym roku razem zrobiliśmy bardzo dużo dobrego. I o tym chciałbym teraz z Wami pogadać. Dalszą część wpisu podzielę na „sekcje”, w których do „końca świata” wracać nie będę stąd w tej chwili w tym miejscu mam do Ciebie prośbę, zastanów się, czy ten „koniec świata” u Ciebie nastąpił? Czy może jednak w tym roku coś się zmieniło i czy zacząłeś w końcu żyć?
Odkrycia roku 2012
Moim odkryciem roku 2012 w kwestiach zdrowia i sportu było zdecydowanie… zakup odpowiedniej bielizny. Kiedy zaczynałem Fitback moje uda były na tyle rozbudowane, że dłuższe biegi w normalnych majtkach kończyły się pociętymi wewnętrznymi częściami ud. Czasem wracałem do domu z krwią na nogach. Nic fajnego. I wtedy zechciało mi się wydać nieco więcej i nabyłem swoje Nike Pro Combat bokserki. Od tamtego czasu moje życie się zmieniło 🙂 uda były bezpieczne a ja nie dostawałem ataków strachu na samą myśl o długim biegu w wysokich temperaturach.
Poza majtkami, które zmieniły wszystko, są jeszcze buty. Najpierw kupiłem „na oko” buty w rozmiarze, który noszę normalnie – 41 – potem wpadłem na pomysł przebiegnięcia półmaratonu a niestety do tej pory najdalszy dystans miałem 10km (no było jeszcze 3 godzinne 21 z czego końcówka na boso bo mnie w palce uciskało) więc poszedłem już do ERGO na badanie stopy i dorwałem Nike Structure 15+ o rozmiar większe niż te poprzednie (przebiegłem w nich min. Półmaraton Warszawski i Nike Felmaraton w Budapeszcie oraz Maraton Warszawski i Biegnij Warszawo) a na koniec – co mogliście czytać na facebooku – jak już minęło ok 900km w Structurach kupiłem w Forpro butki Nike Lunarglide 4 Shield i w nich w ciągu 3-4 dni machnąłem ponad 50km).
Do tego dochodzi jeszcze miCoach, który przygotował mnie do Maratonu Warszawskiego. Apliakcja Tesco, która pilnuje regularności posiłków i runtastic, z którym robię brzuszki. Ale aplikacjom 2012 roku chyba poświęcę osobny wpis.
Liczby
Z liczbami w 2012 roku było tak. Blog od 0 odwiedzalności w Grudniu przebił 10k. Waga z 75kg spadła do 70kg, liczba fanów na facebooku wzrosła do 960 a kilometraż urósł do 1000km… ale o tym zaraz. Wykresy są ładniutkie więc się pochwalę:
Fani na Fitbacku
Kilometraż
Waga
No i to tyle z liczb na ten moment. I tak nic to nie wnosi do Waszego życia więc tak naprawdę podebrałem Wam 2 minutki z życia coby się pochwalić liczbami, które mnie kręcą 🙂
Z liczb warto też wspomnieć, że miałem przyjemność współpracować z kilkoma fajnymi firmami jak:
- Nike Running Poland – Budaaapeszt!!!!
- Centrum biegowe ERGO – konkurs i Garmin na MW.
- Medica91 – BestBreath do testów
- Fryzjer MEN – zrobili mnie i konkurs dla Was
- Sportowa4.pl – za 30% zniżkę dla Fitbackowiczów na termobieliznę
A skoro już wymieniam to nie mogę nie podziękować w tym miejscu Monice z Nike za możliwość odwiedzenia tegoż Budapesztu, Kubie Wiśniewskiemu za dwa fajne wpisy specjalnie dla Was, Jankowi Kasei z Ergo za rady przed Maratonem (video), dla kolegów, z którymi biegałem i wszystkich Fitbackowiczów , za to że jesteście i pokazujecie, że są chęci i siła by coś w życiu zmienić i że warto prowadzić takie miejsce jak Fitback.
Chwile
Niezapomniane chwile 2012 roku? Z pewnością finisz Maratonu Warszawskiego, z pewnością bieg na 30km w 3h w deszczu, z pewnością wbiegnięcie na metę w Budapeszcie i z pewnością … eh.
To co teraz chcę napisać jest dla mnie tak ciężkie, że będzie suche, szybkie krótkie i bez większej puenty. Muszę to napisać bo nie mogę tego pominąć ale jest to dla mnie tak cholernie ciężkie, że nie mam sił tego edytować sto razy i poprawiać by brzmiało lepiej. To co musicie wiedzieć, to że odbiło mi się to mocno na mnie i na moim myśleniu co można zresztą odczuć na Fitbackowym fejsie. Z góry przepraszam, jeśli jest zbyt płytko lub za bardzo pompatycznie. Nie potrafię inaczej, nie w takiej formie i nie w takim wpisie. Może kiedyś….
Zrobiłem w tym roku tysiąc kilometrów. Nie zrobiłem ich bo „taki był plan/cel/wyzwanie”. Nie. Ani razu przez ponad 300 dni tego roku nie przyszło mi do głowy, ze mogę zrobić 1000km i że to ma jakikolwiek sens. Kiedy pojawił się ten pomysł to tak naprawdę był tylko „ah, a gdyby tak” kind of thing. Nie zależało mi i nie czułem specjalnie, że to wykonalne…a raczej czułem, że to wykonalne ale nie sądziłem, że to rozsądne i zdrowe.. bo takie nie jest. Umówmy się, w ostatnim tygodniu Grudnia zrobiłem blisko 100km z czego część biegów jeden po drugim.
I teraz patrząc na ten wykres pojawia się kolejne pytanie… jakim cudem? Jaki cudem dałem radę zrobić tyle kilometrów w ciągu tak krótkiego czasu (prawie 100km czyli 1/2 tego co przebiegłem w roku 2011 i blisko 10% tego co zrobiłem w 2012)… jakim cudem na 20km biegu w Niedzielę będąc na 5 kilometrze puściło mnie zupełnie bolące kolano i przyspieszyłem? Jakim cudem w Poniedziałek po tych 20km zrobiłem 15 kilometrów z tempem poniżej 6 minut / kilometr? Skąd energia, skąd siła, skąd chęci?
Nie wiem… ale wiem, że było to wykonalne tylko dlatego… że tego potrzebowałem.
29 Listopada 2012 na trasie, na której spędziłem praktycznie całe przygotowania do MW.. w środku dnia, o godzinie 16.. z niewyjaśnionych przyczyn doszło do tragicznego wypadku… samochód potrącił biegacza. Biegaczem tym był mój kolega, Ś.P. Kamil. Kamil biegł już do domu, brakowało mu 2 kilometrów i w tej chwili siedziałby pewnie w pracy. 2 kilometry to dla niego 8 minut. Biegł wtedy sprintem (dla mnie to sprint) czyli stałą prędkością 4min/km jednocześnie biegnąc na rekordowy czas na tym dystansie…. niestety biegu nie dokończył (całość widzieliśmy na Endomondo..). Tego dnia po 2 godzinach reanimacji zabrano go helikopterem do szpitala. Ja pojechałem do Warszawy bo byłem umówiony i wierzyłem, że jutro odwiedzę go w szpitalu. Niestety jak miałem już wejść do kina dostałem sms’a z informacja, że nas opuścił…. nie wiem o czym był film… ale od tego momentu jeszcze przez kilka dni dochodziłem do siebie a wizja wyjścia z domu żeby pobiegać wywoływała u mnie poczucie paniki. I trwałem w tym bardzo długo. Do dzisiejszego dnia co jakiś czas oglądam się za siebie ilekroć widzę nowe pojawiające się światła.
To mogłem być ja, Dominik, Darek, Jarek, Grzegorz czy Michał czy jeszcze ktoś kto biega w mojej okolicy. To mógł być każdy. Wszyscy docenialiśmy jakość tej drogi. Nowa, prosta, bez dziur, mało ruchliwa… brakowało tam tylko..latarni. Ale kogo to obchodzi, skoro biegniemy lewą stroną nie? Większość moich biegów startowała ok 23:50 co oznacza, że biegałem tamtędy w środku nocy. Ze słuchawkami na uszach również. Bez kamizelki, światełka czy czegokolwiek. Dwa tygodnie przed tym zdarzeniem biegłem z Nim tą drogą… nie znam słów, które oddałyby to co się działo we mnie przez ostatni miesiąc ponad od tego strasznego zdarzenia. Jakbym się nie starał to wszystko co napiszę w tym temacie będzie „za mało” by pokazać Wam choć zarys tego bólu z pożegnania kogoś tak młodego i pełnego radości i ciepła… jedyne więc co mogę zrobić to obiecać Jemu i sobie, że nie pozwolę, by to „poszło na marne”… zrobię wszystko – i wiem, że mam poparcie kolegów – by ta sytuacja „przyniosła coś dobrego”… kto wie, może uratował w ten sposób życie właśnie mi.. bo ja już bez kamizelki biegać po zmroku nie wyjdę…
Te 1000km były moją wymówką, która pomogła mi wyjść z domu… spojrzenie w niebo było tym, co dało mi energię do dalszego biegu… tak to widzę, tak to rozumiem … tak to chcę zapamiętać. Ostatnie kilometry kończyłem patrząc w niebo i nie miałem wątpliwości, że dam radę. Nie było w ogóle pytania, czy dam radę. Musiałem dać i dałem. Nie było to mądre ale czuję, że ta energia nie pojawiła się znikąd…Dziś jest 3 stycznia a bólu w kolanie czy zmęczenia stóp brak… moja psychika chce, bym dopatrywał się w tym pewnej symboliki i wiecie co? pozwolę jej na to. Trzeba sobie ułatwiać.
W 2013 jeszcze nie raz będę nawiązywał do tego przykrego zdarzenia. Temat będzie też nagłośniony razem z tematem bycia widocznym (nie bez powodu od jakiegoś czasu bombarduję Was tym, byście się uwidaczniali w trakcie biegów).
W 2013 Roku…
Życie jest strasznie kruche. Mimo to, żyjemy w czasach w których więcej osób umiera od „obżarstwa” niż z braku jedzenia. Choroby cywilizacyjne, tak to nazywają mądre media. Ja nazywam kretynizmem. Mamy jedno życie, które możemy stracić w ułamku chwili a mimo to, kiedy jeszcze mamy na nie wpływ to go nie wykorzystujemy i pozwalamy by czas i otoczenie za nas kształtowały naszą rzeczywistość „Zobaczymy co będzie” to największa choroba dzisiejszych czasów. Żyjmy pełnią życia. Dajmy sobie szansę na lepsze jutro skoro mamy na nie szansę. Nie traćmy okazji na to, by maksymalnie korzystać z tego co daje nam możliwość wyboru.
Odpowiedzialność po angielsku to „Responsibility”. Jeśli nieco zmodyfikować to słowo mówi ResponsABILITY. Co oznacza, możliwość reakcji. Między tym co się dzieje wokół nas a tym co będzie efektem wszystkich zdarzeń jest taki mały moment, w którym czas na naszą reakcję. To właśnie ta reakcja, nasza decyzja, nasza inicjatywa kształtują to wszystko co nas otacza w tej chwili i co nas czeka w tym roku i w każdym kolejnym. Bądźmy odpowiedzialni i korzystajmy z możliwości kierowania naszym życiem.. póki możemy.
Tego życzę sobie i Wam wszystkim.
Na koniec ciekawostka z ostatniego 15km biegu, którym przekroczyłem 1000 kilometr. Na 10 kilometrze biegnąc już na oparach energii biegłem chodnikiem przy ulicy Grójeckiej (wybiegłem z Pola Mokotowskiego) obok mnie jechał samochód wypełniony młodzieżą jadącą na zabawę sylwestrową. W pewnym momencie auto zwolniło, okno się otworzyło i wysunęły się z nich cieszące się facjaty gówniarzerii. Widziałem, że patrzą na mnie więc byłem dość czujny. Chwilę potem widzę lecącego w moją stronę zapalonego korsarza. Odruch? Lewa ręka do przodu i środkowy palec dla debili. Ich reakcja? Zwolnili (w tym momencie wybuchła petarda) a ja widząc, że zwalniają… ruszyłem w ich kierunku sprintem co nie było chyba reakcją, której oczekiwali i z piskiem uciekli.
12 komentarzy
Patrząc na Twoje osiągnięcia w tym roku, zazdroszczę, że zabrakło mi motywacji, aby tyle pracować nad sobą.
Strach pomyśleć ile bym tej motywacji bym miał bez Fitback… 😀
Kamila nie znałem osobiście, ale bardzo poruszyło mnie wydarzenie z końca listopada… Cholernie źle mi jest z tym, że dopiero po tym zacząłem myśleć o bezpieczeństwie podczas nocnych treningów…
Świetny tekst!
Pozdrawiam
Joniu
szuranie.pl
Świetny wpis, dający do myślenia. Ale przy okazji motywujący do dalszego działania i zastanowienia się nad tym co i istotne oraz tym co powinno (a często nie jest) ważne w naszym życiu.
Przeraża fakt, że często trzeba tragedii by w końcu uświadomić sobie nawet najprostsze sprawy…
To prawda. Szkoda, że większość spraw trafia do nas akurat w takich a nie innych okolicznościach, ale dobrze, że przynajmniej są ludzie którzy potrafią wyciągać z tego budujące wnioski i się nie poddawać.
Naprawdę świetny tekst…
Zastanawiałem się nad nim, a właściwie nad sobą w kontekście tego co napisał Arvind przy dźwiękach piosenki która towarzyszy mi od dawna…
Polecam Wam także jej posłuchać 🙂
Tekst daje do myślenia… tutaj należą się podziękowania za ten czas, który poświęciłeś na jego napisanie (nie tylko czas z resztą). Naprawdę takie miejsca jak fitback są potrzebne i dużo zmieniają – nawet jeśli w życiu jednej, czy dwóch osób – to naprawdę warto… a tu nas więcej zdarza się, że poruszysz.
Dla mnie 2012 był przede wszystkim początkiem biegania… jestem z tych co tego nigdy nie lubili, zawsze się zaziębiałam, wydawało mi się to strasznie nudne, a tu – w końcu się wzięłam i sport pokochałam, teraz jest częścią mnie 🙂 Tym sposobem na nike’owym koncie mam ponad 500km, a w szufladzie medale za pokonane biegi na zawodach – w tym dwa półmaratony i maraton – a wszystko to dlatego, że zaprałam się i chciałam przebiec, żeby chociaż móc powiedzieć komuś: „tak, przebiegłam” – mierząc sił na zamiary w planach był chociaż półmaraton, ale udało się i pełny, więc rok zdecydowanie udany pod względem sportowym. Cel na 2013 – w końcu wziąć się poważnie za formę i nie tylko z tej praktycznej strony, ale i wizualnej… bo zdrowie przede wszystkim, ale człowiek też chciał by sam ze sobą dobrze się czuć, więc i przyzwoicie wyglądać 😉
do dzisiaj nie lubiłem kamizelek…
lepiej późno niż ZA późno … ja nie mogę tego czytać bo mnie rozkłada…
„ResponsABILITY” – to mi się spodobało. Świetne ! A tekst dobry, bo szczery i prawdziwy.
Pingback: Aplikacje roku 2012 | Fitback.pl
Like!! Really appreciate you sharing this blog post.Really thank you! Keep writing.