Każdy kto próbuje wnieść do swojego życia promyk aktywności zmaga się z tym zdarzeniem. Zdarzeniem, którym jest trening, który się nie odbył.. a konkretniej trening, w którym nie wzięliśmy udziału. Od początku istnienia bloga zwracam Waszą uwagę na to, że w życiu trzeba się przejmować tylko tym, na co mamy wpływ i jeśli już podejmujemy jakieś decyzje to potem musimy umieć żyć z nimi w zgodzie. Jedną z takich decyzji jest właśnie „iść czy nie iść na trening”, a odpowiedź wbrew pozorom nie zawsze jest oczywista jak mogłoby się wydawać.
(wpis dla osób, które nie są wyczynowcami i nie muszą/chcą walczyć o podium… dla nich nie ma treningów, które się nie odbyły… ale o tym kiedy indziej)
3 powody rezygnacji
Jeśli chcemy by nasza styczność ze sportem/aktywnością trwała długo – i była nakręcana solidną wewnętrzną motywacja – bardzo ważne jest by ustalić – dlaczego tak naprawdę nie poszliśmy na dany trening. Na potrzeby tego wpisu chciałbym zaproponować 3 rodzaje powodów rezygnacji:
- Kwestie zdrowotne
- Sytuacje życiowe
- Brak motywacji
Kwestie zdrowotne to wszystkie kontuzje, grypy, zmęczenia materiału itp. Te pierwsze łatwo poznać bo jak jesteś chory czy masz kontuzję to przeważnie jest to niepodważalnie. Kwestia zmęczenia materiału to kwestia znajomości swojego organizmu. Kiedy organizm jest przemęczony jest bardziej podatny na różnego rodzaju wirusiki i tak np można złapać „zimno” czy wszelkiego rodzaju afty, ew poczuć się przeziębionym w środku lata. Ja wyczuwam zmęczenie przez skórę na twarzy (robi mi się nagle taka ultra sucha i jednocześnie mam spierzchnięte usta) a czasem przez duże wahania temperatury ciała. To są indywidualne sygnały, które każdy musi poznać u siebie sam. Ja wiem, że jak mam taki alert to muszę przystopować i dać sobie odpocząć bo inaczej mnie rozłoży.
Sytuacje życiowe to wszystko co się dzieje wokół nas, na co nie koniecznie mamy wpływ a co ma dla nas w życiu jakąś wartość i priorytet. Nagły projekt do pracy, możliwość spotkania się z bliskimi czy akcje typu brak ciepłej wody w środku zimy a tym samym brak możliwości wykąpania się po treningu… no różnie bywa, przerabiałem wszystko i to co chcę zaznaczyć to to, że takie sytuacje mają prawo mieć miejsce i powinniśmy przy nich bezproblemowo odpuszczać trening i nie tracić czasu na zastanawianie się co teraz będzie. Stres w ich przypadku tylko pogarsza sytuację.
Brak motywacji to tak naprawdę bardzo duże uogólnienie. Brak chęci, brak sił, brak pomysłu i tak zwane niechcemisienie to ta grupa powodów, z którymi jako jedynymi powinniśmy spróbować powalczyć. Często przegrywamy bo np. mylimy brak sił z kwestiami zdrowotnymi.. podczas gdy to wcale nie kwestia osłabienia tylko braku wzmocnienia – wbrew pozorom to nie to samo – poprzez np odpowiednią dietę.
Jak sobie radzić?
Zacznijmy od tego, że regeneracji nigdy za wiele. Regeneracja jednak to czas MIĘDZY treningami 🙂 Trzeba mieć co regenerować i „po czym”. Także nie rób z regeneracji stylu życia, ale jeśli już masz się regenerować to…
Korzystaj. Obojętnie od powodu – jeśli już nie idziesz na trening to wykorzystaj ten czas sensownie. Taka przerwa w treningu jest trochę jak samotne wagary z Twoich ulubionych lekcji. Jeśli już zamierzasz się z nich zerwać to dopilnuj, żebyś w ich czasie nie siedział samotnie w domu przed komputerem bezsensownie klikajac myszką po ekranie. Niech coś się dzieje. Zaplanuj sobie ten czas tak, żebyś po nim mógł się cieszyć, że byl to czas wykorzystany.
Nie tylko treningiem człowiek żyje. Przerwa w treningu to też dobra pora zorientować się, jak tam inne sfery w naszym życiu. Może warto byłoby sobie coś przypomnieć, odświeżyć stare pasje czy znajomości. Dobrze jest mieć coś „poza” co będzie odskocznią. Nawet jeśli trening sam w sobie jest odskocznią to żeby był w tej roli skuteczny raz na jakiś czas musisz i jemu odpuścić. Inaczej się przyzwyczaisz, złapiesz rutynę i zacznie się stagnacja. Także jeśli już rezygnujesz z treningu to zadbaj by przez cały ten czas „przerwy” nie został zmarnowany na „żałowanie” czy nawet myślenie o treningu.
Strasznie współczuje tym wszystkim, którzy jak nie mogą pobiegać to potem leją strumień gorzkich łez bo nie wiedzą co ze sobą zrobić 🙂 Jeśli nie możesz bo powód 1 lub 2 – to nie masz na to wpływu więc nie warto się przejmować. Jeśli nie możesz bo 3 ….
Przypomnij sobie, po co to wszystko. Jeśli rezygnujesz z treningu z powodu numer trzy to znaczy, że zapomniałeś albo nie wiesz – po co to wszystko. Może Tobie pasuje tak jak jest? Może wcale nie masz potrzeby nic zmieniać, poprawiać, stawać się lepszym/sprawniejszym/zdrowszym? A może po prostu ustalony wcześniej cel nie ma już dla Ciebie takiej wartości? Zastanów się i podejmij decyzję (iść czy nie iść). Cokolwiek jednak postanowisz…
Miej czystą głowę. Czasem złe myśli potrafią zmęczyć bardziej niż trening interwałowy. Nie odpoczniesz mając w głowie niepokój, lęk czy czując po prostu obrzydzenie wobec siebie i swojego lenistwa. Lenistwo nie jest obrzydliwe. Powiedziałbym wręcz, że bywa niesamowicie urocze.
Na motywację bardzo mocno wpływa pewność siebie ale o tym mam już kolejny wpis „w przygotowaniu” no i niestety, nie da się tego opisać w jednej notce… musicie mi zatem wybaczyć ale dziś nie rozpiszę się w tej kwestii za bardzo.
U mnie działa to tak
Ja mam kilka planów awaryjnych, dzięki którym potrafię zerwać się przed 5tą czy zrobić mocny ciężki trening mimo bardzo ciężkiego dnia. Nadal jestem pracoholikiem więc mam milion rzeczy, o których mogę myślec by nie traicć czasu na zamartwianie się „pominiętym treningiem” ale mam świadomość, że owe pominięcie miało miejsce. Co jest ważne to to, że NAUCZYŁEM SIĘ NIE ŻAŁOWAĆ. Dzięki temu znacznie szybciej wracam do planu treningowego bo po prostu nie pozwalam emocjom marnować mojego czasu.
Kolejną ważną kwestią jest to, że w różnych chwilach stosuję wobec swojej motywacji różne „chwyty”. Wiem kiedy co na mnie zadziała i staram się dobrać motywatory wedle potrzeby sytuacji. Kilka przykładów:
- Jeśli brak mi sił bo po prostu brak mi sił, fizycznie brak mi sił, to czasem zarzucam sobie paczkę żelków a czasem kawusię. Działa to na dwa sposoby – pierwszy to sposób naturalny, czyli cukier robi swoje albo kofeina robi swoje. Drugi sposób wchodzi, jeśli pierwszy nie zadziała (bo czasem cukier/kofeina to za mało) a mianowicie mówię sobie „no nie, teraz to już wypadałoby bo Ci pójdzie w boczki” albo „no to albo poćwiczysz albo dziś nie zaśniesz” (w przypadku kawusi).
- Jeśli brak mi chęci bo np ległem na kanapie i oglądam serial to czasem zsuwam się z niej na ziemię i zaczynam się rociągać dalej oglądając telewizję. Powoli krok po kroczku zaczynam się ruszać ale na tyle „dyskretnie” żeby głowa nie zanotowała, że ja już się wcale nie wyleguję tylko zaczynam się ruszać 🙂 bardzo często działa
- A jeśli nawet tego mi się nie chcę to stosuję broń większego kalibru…czytam Wasze komentarze, sprawdzam Wasze postępy i po chwili wszystko wraca. Jak mówiłem w ostatnim wpisie, znacznie łatwiej walczyć o siebie dla kogoś. A ja po takiej dawce motywacji od Was wiem, że robię to nie tylko dla siebie.
- Czasem zagaduję do innych i pytam jak ich trening i motywuje się tym co mi odpiszą. Niektórym mówię wprost, że nie mam jakoś sił się zwlec a innych po prostu wypytuję o ich działania a potem czuję wewnętrzną potrzebę „dania przykładu” 🙂
Takich sposobów mam znacznie więcej i staram się je miksować. Nie używać tych samych każdego dnia bo zwyczajnie się do nich przyzwyczaję i staną się częścią rutyny lenistwa…
Czasem po prostu nie
Istotne jest to, że ja się nie boję siebie. Ufam sobie i szanuję swoje decyzje. Jeśli powodem mojego NIE trenowania jest #3 to mówię „ok, skoro tego chcesz to niech tak będzie„. Dzięki temu nie wprowadzam do swojego życia niepotrzebnych napięć, stresów i demotywatorów. Odmówienie sobie treningu (raz na jakiś czas) z lenistwa to wyższy stopień wtajemniczenia. Strasznie ryzykowna gra, która dla wielu kończy się podważaniem sensu wszystkiego…i siebie.
„Ja pi***, nie nadaję się do tego, nie potrafię nawet pójść na krótkie wybieganie”
I tak mija trening, drugi i nagle człowiek uznaje, że teraz to już mu się nie opłaca. Traci pewność siebie.. a utrata tej jest gorsza niż kontuzja. Łatwiej wyleczyć kolano niż odzyskać pewność siebie po serii czegoś co uznajemy za swoją porażkę. Ja lenistwa nie uznaję za porażkę. Dla mnie lenistwo jest częścią tego jak działa człowiek i jest jedną z tych słabości, która w efekcie…daje regenerację.
Lenistwo jest też wyzwaniem. Jeśli się dobrze nad tym zastanowić lenistwo jest też często JEDYNYM powodem, dla którego ludzie w ogóle myślą o pracy nad swoją głową.
Nie jestem doskonały. Doskonale sobie zdaję z tego sprawę. To nie jest tak, że nie pójdę na trening i mam święto leżingu. Nie, przez chwilę czy dwie jestem zły. Denerwuję się, coś mnie nosi ale to dlatego, że organizm był gotowy na ogień ale głowa nie koniecznie. Potrafię to szybko zauważyć i przełączyć się na tryb odpoczynku. A jak zrezygnuję z niego bo jednak wolę się poruszać? Super. O to chodzi. Obojętnie od decyzji ważne jest by zachować zimną krew i spokojną głowę.
- Ważne jest by nie bać się przerw. By szanować swoje decyzje, swój organizm i swoją głowę.
- Jeśli podejmujesz jakieś decyzje to nie trać czasu na ich podważanie tylko wyciągnij z nich maksimum korzyści
- Jeśli wyjdą Ci bokiem – wyciągnij naukę i następnym razem podejmij inne… ucz się na błędach
- Ale nie zakładaj z góry, że coś jest błędem tylko dlatego, że odbiega od pierwotnie zakładanego planu.
Z czasem jest łatwiej?
Nie, zdecydowanie nie. Jeśli już to z czasem TY jesteś mocniejszy, silniejszy i bardziej świadomy. Każdy to przeżywa. Nie ma ludzi, którzy nie mają kryzysów, kryzysików, chwil zwątpień i przerw. Ale to są właśnie te chwile, w których wychodzi nasza prawdziwa siła. Siła i umiejętność odpowiedzenia sobie na pytanie – czy jestem z siebie dumny i czy pozwolę sobie ze spokojem przyjąć tę chwilową niedyspozycję a potem wrócę i dam z siebie wszystko.
Obojętnie od tego co będziesz w życiu robił, trenował, rozwijał… zawsze będzie pod górkę. To czy na koniec „gry” wyjdziesz na plus będzie bardziej zależało od tego jak sobie radzisz kiedy wszystko się sypie niż od tego jak działasz kiedy idzie wg Twojej myśli. Że tak na koniec polecę klasykiem
Podsumowując
Mam nadzieję, że po tym wpisie będzie Ci łatwiej przegryźć wszelkie przerwy w treningu. Że następnym razem, kiedy nie będziesz mógł zrobić Insanity, pójść na crossfit czy pobiegać nie będziesz siedział w domu i się zamartwiał tylko wykorzystasz ten czas dla siebie i nie będziesz żałował czasu, który upłynął.
Koniec końców chodzi nam o czas. Walczymy o formę, bo warto, bo dzięki niej mamy tego czasu więcej dla siebie i innych. Korzystajmy więc z niego w pełni i róbmy wszystko, by spędzać go z głową do góry. Dumni z siebie, swojej walki i umiejętności radzenia sobie w tych trudniejszych chwilach po których się podniesiemy i z pozytywnym nastawieniem wrócimy do dalszej realizacji naszych planów.