Jest dobrze, jeszcze chwila i będzie nawrót, ktoś mnie kopie, ten się zatrzymał, o, najlepiej, tamci też się zatrzymali, odsuńcie się, dajcie płynąć, czemu się zatrzymujecie? O bojka jest, cholera, czemu wszyscy na nią płyną zamiast ją ominąć, dajcie płynąć, ok, minąłem z prawej, widzę drugą, dam radę, coś duszno, ciasno, dziwnie mi, widzę ląd chyba… co to jest.. duszno mi dziwnie, macham rękami, płynę do przodu? chyba tak, ludzi jakoś mnie… czekaj, co jest, lewa, prawa, lewa, wdech, patrzę i szukam, gdzie, co czekaj, dobrze płynę? ja płynę w ogóle? kurde, zapomniałem oddychać…
STÓJ, OD POCZĄTKU
Zanim opowiem Wam co się działo w trakcie mojego debiutu w triathlonie chciałbym ustalić „stan rzeczy”. Po co, dlaczego i jak. Zacznijmy od tego, że triathlonu chciałem spróbować..bo podoba mi się tytuł IronMan. Po prostu. Oceniajcie to sobie jak chcecie, tu nie ma wielkiej głębi. Tytuł IronMana jest jak tytuł Maratończyka. Z tą różnicą, że nie zdobędzie go mój szwagier (maratończyk) ani 99% ludzi, których znam. Jest to więc coś, co mieści się dla mnie w zakresie „wybitne życiowe osiągnięcie sportowe„, które pięknie doprawia ślad po mnie w tych aspektach życia. Jestem człowiekiem, który docenia i wierzy w symbole, osiągnięcia przypieczętowane czymś stałym, czymś na zawsze. Zegarek na pożegnanie długoletniej pracy, trofeum za zwycięstwo czy wybitne osiągnięcia. Takie rzeczy do mnie trafiają. Bardzo łatwo się do nich przywiązuje. I bardzo mało mi trzeba, żeby je doceniać.
Moja wizja IronMana jednak była mocno przerysowana. Był to dla mnie synonim wszechstronnego atlety, a jak się z czasem okazuje niestety do gimnastyków (królowie władania własnym ciałem) daleko. Widzisz, nie zrozum mnie źle. Nie chcę ujmować IM. Skupiam się na tym co DLA MNIE ważne. A dla mnie istotna jest przydatność, użyteczność, ogólna sprawność. Otwarcie na świat ruchu. Koordynacji. Rozwój fizyczno mentalny.
Co więcej – chciałem sobie sprawić ukończenie IM na 30 urodziny. Że niby udowodnić sobie, że „mimo wieku” jestem mega sprawny. Aktualnie mam lat 29, napier**** ostrzej niż kiedykolwiek i nie mam wątpliwości co do tego, że tak, jestem sprawny. Co więcej, nie czuję już najmniejszej ambicji na robienie pełnego IM na 30kę. Dotarło do mnie, że takie pierdoły to można sobie udowadniać na 50kę 🙂 Wtedy to jest coś.
Ze względów zawodowych też nie mogę nie zauważyć – jakkolwiek bym nie próbował – że IronMan to ogromny PRODUKT sprzedażowy. Potężne pieniądze. GRUBE pieniądze pompowane, by właśnie tacy jak ja pożądali tego… i trzeba przyznać, działa. Jedyny mankament taki, że jako produkt można IM porównać do GoPRO czy Redbulla. Wszystkie pokazują „coś co byśmy chcieli” ale Redbull chce od nas za to piątaka, GoPro już 1700 a pełny tytuł IM… pewnie z jedno zero więcej.
Także szukałem w Triathlonie czegoś „przypieczętowującego” moją sportową aktywność w życiu. Na dzień dzisiejszy mam wątpliwość, czy to jest to. Za to mam dziwne wrażenie, że „tym czymś”.. zostanie mój blog. No ale to inna historia.
Przejdźmy do mięsa.
PRZYGOTOWANIA
Ci co mnie obserwują pewnie teraz parskną śmiechem. Słusznie. Przygotowań generalnie było brak. Chciałem startować w dystansie 1/4, więc nie bałem się za bardzo dystansów. Zastanawiałem się tylko czy się zmieszczę w limitach czasowych. Pech chciał, że nie wyrobiłem się z płatnościami za 1/4 i została mi 1/8. Jako, że nie ma w życiu przypadków to musiało mieć sens – i miało. To co mnie czekało na samym starcie przerosło nieco mój organizm. W skrócie bowiem mogę opisać każdy z elementów następująco:
Pływanie.
- W tym roku pływałem tak W OGÓLE z 5-6 razy. Z czego raz w triathlonie, raz przy przymierzaniu pianki, raz zaraz przed startem w basenie i pewnie ze 3 razy przypadkiem na basenie.
- Tylko raz pośród tych 5-6 razy przepłynąłem taki dystans bez zatrzymania. Tak, w dniu startu.
- Gdyby nie pianka od SportGURU (a raczej SwimGURU) albo bym kogoś po drodze udusił albo bym utonął w panice. Pianka daje miliard procent do pewności siebie w wodzie.
Rower
- Rower uwielbiam.
- Nigdy nie traktowałem go jednak jak wyzwanie. Brakowało mi wobec roweru pokory (co w tym roku już zniwelowałem, ale o tym w innym wpisie)
- Jechałem na rowerze czasowym od KROSSa – model TR1.
- Rowerem zrobiłem w tym roku mega progress, ale niestety dopiero po triathlonie 🙂
Bieganie
- Biegałem w tym roku niewiele ale ogólnie szło do przodu.
- Plan miałem pod MW 2015 niestety umarł po drodze (aktualnie go odnowiłem).
- W tygodniu przed startem popełniłem błąd bo na pytanie „jaki masz czas na 100m” postanowiłem to sprawdzić. Skończyło się mocno przeciążonymi udami co dało się odczuć na Triathlonie.
- No ale ogólnie strachu żadnego nie było, liczyłem jednak na czas poniżej 30 minut. Nie wyszło ale o tym zaraz.
Tak więc jak widzicie – jestem aktywny cały czas, ale debiut zrobiłem mocno na wariata. Na moje szczęście kwestie finansowe wymusiły krótszy dystans.
No i chyba pora przejść do konkretów.
PŁYWANIE – jestem pijany…
Ustawiłem się z tyłu bo wiadomo, nie ma się co pchać bo mnie staranują. Liczyłem, że przepłynę ten dystans w jakieś 20-25 minut (mogę musieć w trakcie zrobić przerwę itd.)
Ustawiam się i czekam na strzał. PACH. Wystartowali. Strategia była prosta. Wydech na 3, głowa w wodę, patrzę przed siebie przy wynurzaniu i jadę tyle ile mogę bez zatrzymania. Po chwili wbiegania do wody (geezus ile tam mielizny) płynę. Zaczynam łapać rytm. Jeb. Dostałem od kogoś, bo przeszedł do żabki. No nic, jeszcze raz próbuję, lewa, prawa, lewa, wydech, widzę bojkę, płynę w jej kierunku. Odpycham się od ludzi, muszę zwolnić, co się dzieje? czemu muszę zwolnić? ja muszę zwolnić? coś tu nie gra, płynę, lewa, prawa, lewa, wydech, bojka coraz bliżej, okulary trzymają, woda brudna, nic nie widzę, o widzę, stopa, uff nie dostałem, wynurzam się, robi się coraz ciaśniej, wszyscy chcą ściąć zakręt, część przede mną w ogóle nie płynie tylko macha rękami żeby nie utonąć, co się dzieje? czemu oni tak wolno się ruszają? czemu nie mogę płynąć? czy to możliwe, że jestem szybki? ale co z tego skoro jest tak ciasno? no widzę bojkę, jest ze 2-3 metry ode mnie, zbliżam się do niej ale to chyba tłum mnie zbliża niż moje pływanie bo nie mam nawet miejsca na machanie rękami, rzucam mięsem, tak, przekląłem dosyć głośno, może ktoś się zastanowi i wycofa, nie wiem co się dzieje, chciałem przejść do żabki, ale nie chcę, jeszcze kogoś kopnę, już prawie przy bojce, machnę ze dwa razy kraulem i prześliznę się,dawaj, teraz, lewa, prawa, głowa w wodę, stopa w rękę, kurwa, co jest? no tak, ja się przejmuję innymi, inni nie przejmują się mną, no ale nic, boja minięta, teraz tylko przyspieszyć i dam radę uciec. Uciekam, lecę niesamowitym tempem. Ale się zmęczyłem chyba, coś dziwnie mi się oddycha, macham rękami, widzę ląd, ale jakoś się nie zbliżam, macham, czy już mam dotknąć gruntu? może powinienem spróbować? macham, ciasno cholera, ciemno jakoś też, może powinienem zdjąć piankę teraz? czemu się nie zbliżam do … czy to jest bojka? czemu widzę bojkę? ciasno mi.. chcę, chcę powietrza chcę, macham rękami, czekaj, co robisz, patrz co inni robią, płyń za nimi, machaj, macham, lewa, prawa, lewa, wydech, nie mam czego wydmuchnąć… dawaj, ciskaj, jest grunt chyba, jest, jest, wstawaj, pamiętasz co krasu pisał, zdejmuj jak najszybciej piankę masz mieć zdjętą do połowy zanim wyjdziesz z wody? czekaj, co teraz? mam płynąć dalej? czy iść, co teraz? zdejmę piankę bo nie mogę oddycha…ej, to nie pianka, ona już zdjęta… dziwnie mi…
stoję i się patrzę, ludzie są ok, widzę, chyba się udało przepłynąć.. dziwnie mi.. idę, powoli, głośno coś strasznie wokół… gorąco i głośno…
„arvind, arvind”
co? czekaj, idę, gdzieś tam o, może się zatrzymam? mogę?
„arvind, co Ty robisz? arvind, biegnij!”
co? co robię? co ja robię? nic, co, biegnij?
„biegnij arvind, nogi fitbacku!”
mam biec? nogi cośki? Fitbacku? a, mam biegnąć, biec, strefa zmian, lecę
„dobrze arvind, brawo”
Strefa zmian 1
Nie wiem kto to był, kto krzyczał, kto do mnie mówił i czy w ogóle mówił to co zapamiętałem. Teraz było mi obojętne. Gdyby nie te głosy mój debiut mógł się tam skończyć (tak, w tym momencie dziękuję, pomogliście mi bardzo). No ale jest strefa. W strefie mam wszystko poukładane względem kolejności zakładania. Podpatrzyłem to u sąsiadki a wcześniej chyba tez czytałem u Krasusa. Jestem bezpieczny. Nie muszę myśleć. Nie muszę się spieszyć, złap oddech, wypijam butelkę wody. Przebieram się na spokojnie, pilnuję żeby złapać ZEN. Po chwili wychodzę. Nic więcej z tej strefy nie pamiętam. Poza tym, że do momentu w który można wsiąść na rower musiałem biec w lookach po kostce, mało przyjemne dla nóg :/
ROWER
No tu nie było mocnych. Wystartowałem bardzo późno bo po wyjściu z wody droga zajęła mi kawał czasu, w strefie też nie byłem zającem więc rower wyciągałem jak już mało rowerów w strefie było. To też pewnie powód dla którego wyprzedzałem wszystkich, których widziałem w zasięgu wzroku. Wyprzedził mnie jeden gość, a z innym się prześcigaliśmy przez kawałek trasy. Nie pamiętam ani trochę co się z nim stało.
Start był trudny, bo tętno z wody dopiero schodziło. Startowałem gdzieś z okolicy 180-190 bpm. Do samego końca tętno opadało a prędkość rosła. Teraz po RoadTour w Górach urwałbym ten dystans jeszcze bardziej.
W każdym razie, na rowerach błąd popełniłem potężny na żywieniu. Przeważnie na trasy nie brałem nic. Zatrzymywałem się po 20-30km na stacjach po coś i jechałem dalej. Tutaj miałem jakieś punkty chyba co 5-10 km. I jeśli się nie mylę to skorzystałem z każdego… Efekt był taki, że oberwałem.
BIEGANIE
Oberwałem. Bo zacząłem biec i złapała mnie na starcie kolka. Nie byłem w stanie wycisnąć z siebie nic poniżej 6min/km przez pierwsze kilometry a potem to już nawet nie było co nadrabiać. I byłem zły. Trochę poirytowany. Trochę zawiedziony. Ale im dalej tym radośniej, pewniej i mocniej. Na metę wbiegłem krzycząc z całego gardła „JESTEM PIERWSZY, WYGRAŁEM” a tłum podłapał 🙂
META / KONIEC / MYŚLI
Po wszystkim wróciłem głową do tego co się stało w wodzie, zobaczyłem na mapkę i wiedziałem, że odpłynąłem. Dosłownie. Mój organizm dostał ode mnie potężnego kopa, wymusiłem z niego prędkość (płynąłem całość ok 8-9 minut, 9:20 miałem jak juz się zastanawiałem co się dzieje) i generalnie nie podołał. Wszystko co się działo dalej było już skazane na „pod górkę”. I tak, wiem, że po wodzie wszyscy miewają rózne problemy. Ale mój wynikał z czegoś więcej niż wysiłek w wodzie. Mój był esencją ogromnego obciążenia, na które nie byłem gotów.
I jestem przez to na siebie zły. Tak, owszem, jestem dumny, że jestem w stanie wycisnąć z siebie takie tempo w wodzie. Nie byłem tego świadom. Ale jestem bardzo zły, że dowiedziałem się tego kosztem tego co tam zaszło. Wiem teraz dokładnie jaka jest granica i co się dzieje w mojej głowie. Nie wiem zupełnie co by się stało gdyby mnie ludzie nie sprowadzili do parteru. Może sam bym sobie usiadł i zaczął zamki z piasku sypać.. Nie o takiego „fitbacka” walczyliście.
Ale człowiek uczy się na błędach. W wodzie było dużo nerwów. Pianka mnie uciskała jak sardynkę (no budowę mam daleką od triathlonisty) a i sam nie dawałem luzu. Następnym razem ustawię się bliżej, następnym razem wezmę nawet szerszy łuk byle tylko móc płynąć stabilnie i bez przeszkód.
Następnym razem.. no właśnie, będzie następny raz?
Moje PIERWSZE wrażenie jest takie, że Triathlon mnie nie zachwycił. Z wielu powodów. Wiadomo, że na tak krótkim dystansie ciężko się zachwycić ale przyznam szczerze, w bieganiu 5km start starcza by złapać zajawkę, dyszka to już wyzwanie a 20-40 to już mocna wkrętka. Tutaj po 1,5h wysiłku ani się fizycznie nie zmęczyłem, ani wypieków nie miałem, było mi nijak. Jasne, „Twoja wina”. Whatever. Nie poczułem tego. O braku jakichkolwiek śladu „sportu” na drugi dzień nawet nie wspomnę…
Można by pomyśleć, że to nie jest fair ocena bo przecież nie można oceniać biegania bo „maraton mi nie podszedł” ale to nie do końca analogiczna sytuacja. Nikt w trakcie przygotowań do tri nie robi wszystkich trzech sportów jednego dnia. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. W każdym razie wg mojej wiedzy więc TRI to starty. Tri to ZAWODY. Podkreślę i powtórzę:
Jedyny moment, w którym smakujesz TRIATHLONU w pełni – jest w dniu startu.
Bieganie to bieganie. W trakcie przygotowań do Maratonu będziesz miał kilkadziesiąt albo i kilkaset biegów, z czego niektóre mogą być lepsze, bardziej budujące rozwijające itd. niż sam start… że już o aspektach zdrowotnych (czy niezdrowotnych) samego maratonu nie wspomnę 😛
Triathlon to konkurencja sportowa, na którą składa się kilka konkurencji „ciągiem”. To jest kluczowe do zrozumienia czym to wszystko jest. I jednocześnie podkreślenie tego, że stawianie TRI obok biegania czy obok kolarstwa mija się z celem.
Poza krzywymi spojrzeniami w strefach zmian, dziwnymi podśmiechami w oczekiwaniu na start do wody i dziwnym klimatem ogółem przed i po starcie całość dokręcił mi organizator, który sprawił, że mogłem albo po wyjściu z biegania zmieścić się w okienku 15 minutowym i uciec do domu (70km dalej) albo poczekać 3-4 godziny aż skończy kolejny dystans i dopiero wtedy ruszyć. Także na koniec jeszcze miałem dodatkowy stres.
ALE TAK, BĘDZIE NASTĘPNY RAZ
Musi być. 1/8 chcę powtórzyć bo raz, że nauczony na błędach mogę wiele poprawić a fizycznie i tak jestem mocniejszy a dwa, że po KROSS Road Tour mam zupełnie inną nogę na rowerze i biegam też jakoś inaczej.
Kiedy? Zapisałem się do dwóch jeszcze w tym roku. W którym wystartuję – nie wiem. Teraz kluczowy jest bieg do Maratonu Warszawskiego. Ew TriStarty będą „przy okazji” choć i tak jak mówię, dam sobie na nich lepiej radę.
Jestem też przekonany, że gdybym startował w 1/4 miałbym więcej wspominek. Mógłbym się może napawać trasą czy czymś takim ale tak…
Jeśli ktoś jest zupełnie sam, nie ma ekipy, kolegi obok, albo coś, to impreza TRI jest bardzo samotna i hmm nieprzyjazna. Nie zrzucałbym tu na organizatorów, a raczej na sam charakter tego sportu. SAY NO TO DRAFT dosyć mocno podkreśla, że jesteś skazany na siebie. Mam tylko takie wrażenie, że poza trasą i bez „swojej ekipy” też jesteś sam. O świństwach typu spuszczanie powietrza z kół nie będę się rozwodził bo chamstwo jest w każdym współzawodnictwie.
Ja na szczęście miałem tam kibiców, bez nich pewnie nie miałbym dziś o czym pisać.
Dziękuję.
Fotografie główne zrobiła SPORTOGRAFIA.pl
Fotka na końcu – FOTOPOZYTYW
Wykresy – STRAVA
POST SCRIPTUM
Nie wiem czy zostanę IronManem. Nie wiem tez, czy aby na pewno to jest coś czego mi w życiu trzeba. Na pewnego chciałbym się z tym zmierzyć, ale moja ambicja nabrała innego charakteru. Konkretniej – tytuł stracił dla mnie nieco wartości, zyskało jednak idące za nim wyzwanie wytrzymałościowe.
Na pewno nie jest to coś, co będę chciał złapać za wszelką cenę. MuscleUp w zwolnionym tempie w pewnym sensie wydaje mi się większym wyznacznikiem tego jak kontroluję swoje ciało.
Ale jak mówię, to też inna sfera. Siła. Stabilność. Opanowanie. IronMan na pewno od dziś zamiast bycia „tytułem” wszechstronności będzie dla nie tytułem wytrzymałości. Wydolności. Wielkiego mocnego serca i żelaznej głowy. Zdecydowanie. Tak to będę od teraz widział.
23 komentarze
Hahaha jeden z fajniejszych opisów etapu pływackiego jaki widziałem. :))) TAKI PRAWDZIWY! 😀
Co do zmęczenia na sam koniec to miewam podobnie. Połączenie trzech dyscyplin daje to, że nie masz uklepanych nóg jak po półmaratonie i nie czujesz się tak ujechany ale uwierz mi że organizm czuje zawody i to mocno. 🙂
A jeśli ktoś się również zastanawia nad startem to zapraszam na cykl wpisów do siebie „Jak zadebiutować w triathlonie”. Może i Ty Arvind znajdziesz tam coś dla siebie. 🙂
http://ironfactory.pl/2015/07/zadebiutowac-triathlonie-logistyka-przedstartowa/ (to akurat czwarty wpis z cyklu)
Triathlon to nie tylko starty i zawody!. Twój pierwszy start nie mógł się skończyć inaczej skoro nie przygotowałeś się kompleksowo i olałeś pływanie. Trochę na siłę ten triathlon zrobiłeś, a to nie o to chodzi…
Nie o to chodzi komu?
Gdybym się przygotował lepiej to bym mi to poszło gładziej i wtedy to już w ogóle nie bardzo wiem czym miałbym się zakręcić..a tak przynajmniej mam motywację, żeby poprawić wynik.
Mi się właśnie treningi mega podobają. Nie klepiesz tylko km w jednej dyscyplinie ale raz to, raz tamto… jest o wiele ciekawiej. 🙂
A jeśli faktycznie chodzi CI o robienie triathlonu na siłę, to nigdy Ci się ta dyscyplina nie spodoba i nie doświadczysz piękna tego sportu. Takie jest moje zdanie. Zdecydowałeś się na start, nie przygotowałeś się kompleksowo, nie trenowałeś (patrz: pływanie). Wg mnie podszedłeś z myślą „jakoś to będzie” i proszę „jakoś to było”. Życzę powodzenia w kolejnych startach i większej pokory w stosunku do dyscypliny, bo tu nie wystarczy pobiegać 😉
Troche zawiedziony jestem ostatnio blogiem, strasznie dużo wymówek od wszystkiego. Walka nie na tym polega.
Walkę każdy ma swoją. A ja w sporcie i ruchu szukam raczej spokoju, ekspresji i przyjemności a nie zarzynania, żeby ktoś mógł stwierdzić, że walczył 😉
Jakbym nie walczył to bym tu w wodzie nie miał takich akcji. A tak zrobiłem mega wynik w wodzie, a potem po prostu tyle ile mogłem.
Ciekawa przygoda, którą pewnie będę chciała kiedyś przeżyć. Niestety masz rację, że w IM chodzi przede wszystkim o kasę :/, a przynajmniej mi się tak wydaje :). Mam nadzieje, że następne starty bardziej ci się spodobają :).
Ja też debiutowałem w Nieporęcie na 1/8 😉 Przed startem trenowałem pływanie tyle co Ty i jako że była to moja pięta Achillesa to wszedłem do wody na końcu i płynąłem ponad 12 min więc nie było takiego tłoku. Oszczędzone siły wykorzystałem na rowerze i też wyprzedzając wszystkich po kolei udało mi się zrobić w niecałe 43 minuty 🙂 co w połączeniu z biegiem 25:21 min dało mi 128 miejsce. Jak widać „nie taki diabeł straszny jak go malują” i prowadząc na co dzień aktywny tryb życia można bez problemu wystartować na 1/8 bez specjalnych przygotowań choćby po to żeby poczuć tą adrenalinę przed startem 🙂
tak, zdecydowanie 1/8 jest w zasięgu sportujących.
mi właśnie tego spokoju w wodzie zabrakło, mocno do przodu i potem nie mogłem ani dobrze roweru ani dobrze biegu ale to się poprawi 🙂 dobrze wiedzieć, że jest zapas.
jakie plany teraz?
W przyszłym roku 1/4 a za dwa albo trzy lata 1/2 😉 pewnie raczej za trzy bo akurat wypadnie na 40 urodziny 🙂
Ja też w tym roku zaczęłam z Triathlonem. Tylko trenowałam z nastawieniem na 1/4, ale w międzyczasie na rozruch zrobiła sprinterski. I mi się super spodobało bo wystartowałam z zamiarem „zorientowania się”. Płynęłam sobie spokojnie, z tyłu stawki, nadrobiłam sporo na rowerze. Bieg spoko….. Nie mogłam się już doczekać 1/4 i tu też było fajnie, choć pływanie w rzece pod prąd w jedną stronę. Teraz mam motywację żeby trenować dalej – na koniec miesiąca kolejna 1/4 a w przyszłym roku 1/2. Może nie jestem super szybka, ale treningi różnych dyscyplin są o wiele fajniejsze niż tylko biegania jak dla mnie…..
w przyszłym roku na bank spróbuję się z 1/4 ale 1/2 nie planuję póki co. Jak mam do 50 czekać z całością to mogę sobie rozłożyć ambitny plan 🙂
w sumie nie chce Cie krytykować, więc wpis będzie krótki żeby krytyki było mało. Tekst o triathlonie uważam, że (delikatnie mówiąc) bardzo słaby. Chciałeś nie trenować i wystartować to po co w ogóle trenowałeś ? trzeba było iść do fastfoodu i tam potrenować. A tu tak niby trebuje, niby nie trenuje, nie zamierzałeś się nawet zmęczyć na zawodach a potem marudzisz, że nic nie poczułeś na następny dzień….nie kumam Twojego podejścia i szczerze nie odpowiada mi TO „o taki jestem fajny niesamowicie, niby nic nie robiłem, wystartowałem w zawodach (choć pewnie 4 latka wyprzedziła by mnie płynąc na plecach i jadąc na 4 kółkach) a ze mnie taki kozak , że ukończyłem zawody i nawet nie mam zakwasów, uhh uhh uhh kto jest zwycięzcą” . A przechodząc do znacznie ciekawszego wątku niż Twoja osoba, triathlon dla wielu osób jest swego rodzaju drogą…owszem zawody są ważne, fajnie jest pojechać i się pościgać, ale wielokrotnie ważniejsze od tego są codzienne treningi i przygotowania … wiele osób właśnie w ten sposób podchodzi do tego sportu. Pisanie, że ten czy tamten sport jest lepszy bo coś tam … jest nie tylko bez celowe ale i bez sensowne . Jest inny tak jak i każdy z nas. Każdy z nas może znaleźć to czego „szuka” w innej dyscyplinie. Rozumiem, że Ty w TRI tego nie znalazłeś, ale panoszysz się jakbyś zjadł wszystkie rozumy i przynajmniej w jedzeniu pączków był mistrzem … powiatu.
pozdrawia,
Zaakceptowałem ten wpis mimo Twojej agresywnej nieco postawy bo mam wielką chęć na dyskusję. Szczególnie przez fakt, że wstydzisz się własnego imienia posługując się anonimowym podpisem.
Pierwsza sprawa – masz pełne prawo stwierdzić, że wpis Ci się nie podoba. Każdy wedle gustu. Na szczęśćie wielu nawet nie zgadzających się z moim zdaniem twierdzi, że jednak mi wyszło więc moje sumienie jest czyste.
Dalej – chciałem nie trenować i wystartować więc po co w ogóle trenowałem? Bo lubię trenować i trenuję dla przyjemności kiedy i co chcę. Nie chciałem się PRZYGOTOWYWAĆ vide iść zgodnie z planem bo nie miałem na to ani czasu ani możliwości ani też wielkiej motywacji. A, że trenować tak po prostu lubię to trenowałem. Rozumiesz?
Dalej – nie rozumiesz mojego podejścia – nie ma sprawy! 🙂 Masz prawo nie rozumieć.
Dalej – 4 latka wyprzedziła bla bla bla – nie wiem po co Ci takie ataki potrzebne ale żeby ulżyć Twojej chęci wyżycia się na mnie (treningi nie idą, że szukasz ujścia nerwów na blogach?) podsunę tylko pomysł zerknięcia do oficjalnych wyników. Byłem 209 na 250 osób. 4 latków brak bo impreza zdaje się dla pełnoletnich.
Dalej – NIgdzie nie piszę czy ten czy tamten sport jest lepszy. Piszę o MOICH PREFERENCJACH. Nie rozumiesz tego? 🙂 Nie jesteś na wikipedii. Jesteś na PRYWATNYM blogu, gdzie autor – czyli ja – dzieli się tym co JEMU PASUJE LUB NIE.
Dalej – panoszę się zawodowo i nie przestanę. A Ty nie rozumiesz co to znaczy „panoszyć się” 🙂
Znajdź sobie jakieś ciekawsze zajęcie niż hejtowanie na blogach bo nie odrobiłeś lekcji. Chcesz hejcić a nie poświęciłeś wystarczająco czasu by sklecić porządny komentarz i teraz Ci się wydaje, że zapunktowałeś… a nie.
Dobranoc 🙂
Zrobić 1/8 tri i rozpisać się tak rozwlekle… mistrz. (i to nie jest komplement)
a mimo to dziękuję za zostawienie swojej opinii i wytrwanie do końca wpisu.
może 1/8 to nie 70.3 ale chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że i 5 kilometrowy bieg może dać dużo przemyśleń…
1/8 co to za dystans???
pipa jestes i tyle, cienka pipa. Do IM synek to jestes za słaby psychycznie. Weź sie za malarstwo pokojowe albo gotowanie… i nie pisz wiecej takich głupot
Nie wiem co mnie miało bardziej urazić pipa czy ten synek ale w zasadzie to Ci nie wyszło. Każdy robi co chce, ja trenuję dalej swoje a jak chcesz mnie poobrażać to można to bardzo łatwo zrobić na żywo na dowolnej imprezie 🙂 nie wiem po co ale skoro Ci to cos daje..
Adam trochę załamka jeśli na prawdę tak myślisz – trochę mi wstyd, że ktoś kto uprawia triathlon takie rzeczy pisze. Zawsze mnie śmieszą „łowcy dystansów” co uważają, że trzeba przebiec maraton bo dyszka to nic. Tylko, że w większości Ci co tak mówią w tych maratonach potem zamykają stawkę. To jest sport amatorski i każdy startuje dla przyjemności – w starcie Arvinda może szału nie było, szczerze to nawet bardzo słaby ten wynik, ale ukończył w limicie. Pierwsze koty za płoty – potrenuje i będzie lepiej.
Jeśli walczysz o ukończenie, a nie wynik to imo powinieneś spróbować trochę większego dystansu niż 1/8IM. To jest taki typowy dystans dla proswów, którzy cisną od początku do końca w okolicach hr max oraz dla ludzi, którzy chcą zostać triathlonistą najmniejszym kosztem. To tak jakbyś powiedział, że wystartowałeś na 400m i się nie zmęczyłeś więc bieganie Cię nie zachwyca 😉 I faktycznie bieganie 400m bez trenowania pod taki dystans raczej u nikogo zmęczenia nie spowoduje.
Nigdy nie startowałem na aż tak krótkim dystansie, ale to jest dystans do pokonania w godzinę z małym haczykiem z czego dużą część spędzasz w strefach zmian = dla amatora to jest odpoczynek. Jak nie jesteś do tego dystansu przygotowany, to paradoksalnie trudno się na nim zmęczyć. Myślę, że 1/4 dla osoby aktywnej to jest takie minimum na którym się może „sprawdzić” i liznąć triathlon.
W Twoim starcie niestety wyszedł brak przygotowania i zrobiłeś go w tempach rekreacyjnych praktycznie – rozumiem z czego to wynikało, ale też to uniemożliwiło CI poczucie zabawy. Niestety robienie triathlonu na pół gwizdka nie ma sensu – zawsze będzie się kończyło tak samo. Myślę, że 6-8h treningów w tygodniu to takie minimum żeby się przygotować do czegoś więcej niż pokonanie dystansu.
W triathlonie też cała zabawa polega na osiągnięciu równowagi, czyli takim wytrenowaniu swoich słabych stron, aby nie skończyło się jak u Ciebie, że Twoje słabe strony uniemożliwiły wykorzystanie tych mocniejszych. Przykładowo u mnie, gdzie jeszcze daleko mi do bycia „dobrym”, różnica w biegu na 10km w triathlonie vs bieg uliczny to około 2 minuty, dzięki temu że odpowiednio mam opanowane pozostałem dyscypliny i nie umieram po pływaniu czy rowerze.
Nie masz też racji, że tylko na zawodach łączymy dyscypliny. Esencją treningu triathlonowego są zakładki – czyli łączenie przynajmniej 2 dyscyplin w obrębie jednego treningu. Co innego jest pobiec półmaraton a co innego pobiec półmaraton po 90km ostrej jazdy na rowerze – to po prostu trzeba trenować, bo to inna dyscyplina.
Także podsumowując – spróbuj kilka miesięcy potrenować w sposób dedykowany pod triathlon albo odpuść sobie, bo triathlon to nie są 3 osobne dyscypliny tylko sport sam w sobie. Nie da Ci to radości jak będziesz startował z doskoku. Co byś nie zdecydował powodzenia 😉
Wspomniałem we wpisie, że chciałem startować w 1/4 ale dałem ciała z kasą i nie załapałem się na ten dystans. Wziąłem więc co było. W 2016 na bank uderzę na 1/4 i na bank zrobię prawidłowe przygotowanie. Znalazłem sobie odpowiednią grupę pływacką, ogarniam jeszcze trenera od biegu i roweru i będzie prawidłowo przygotowanie.
Tutaj wynik był marny bo nie miał prawa być lepszy po tym jak na pływaniu oddałem wszystko co miałem 🙂 A nie miałem więcej bo się nie przygotowałem.
Co do tego „nie spodobało się” to analogiczne do 400m nie jest. Mi klimat nie podpasował, reakcja ludzi ze świata TRI – która nawet Ciebie zasmuciła – też jest częścią tego, an co złożyły się moje końcowe odczucia.
Zakładka to dwa tak jak mówisz, mi chodziło o jednak 3 sporty ale i niektórzy się zarzekają, że jak rano zrobią sobie pływanie a wieczorem rower i bieg to tez jest pełne tri 😉 no nie mogę się zgodzić ale to kwestia już perspektywy i niczego więcej. Także nie narzucam swojej wizji tylko się nią dzielę.
Powiem więcej – pisząc ten wpis wiedziałem, że mi się oberwie.
Głupi nie jestem, wiedziałem co mnie czeka. Ale chciałem się podzielić bo wydaje mi się, że pisanie tylk owtedy, kiedy nasze wizje są „zgodne z ogółem” jest błędne.
Jak zrobię wpis PO 1/4 będzie go można wtedy skonfrontować i lepiej zrozumieć.
Ciekawe rzeczy z tą atmosferą o której piszesz. Ja właśnie zdecydowanie bardziej lubię atmosferę zawodów triathlonowych, gdzie jest to na prawdę święto w porównaniu ze startami biegowymi. W triathlonie podoba mi się całe to celebrowanie startu – odprawa techniczna, przygotowywanie roweru, rozmowy z zawodnikami przed startem itd itp. Na sprincie faktycznie mogłeś tego nie doświadczyć, ale pojedź w przyszłym roku na jakieś duże zawody typu Sieraków, Borówno, Poznań i zobaczysz o czym mówię. Sam nie doświadczyłem w realu takich historii o jakich piszesz – a np. w tym roku debiutowałem na 1/2IM i na mecie spotkałem kolegę wraz z jego znajomymi, który jest w czołówce w PL – mimo, że byłem grubo ponad godzinę na mecie po nich, to każdy się pytał jak poszło, gratulował, dawał rady na przyszłość – w ogóle nie odczułem czegoś w stylu „jesteś cienkie” etc, choć przy tych chłopakach to na prawdę jestem cienki 😉 Ale jak wszędzie trafi się jakaś czarna owca.
To co na pewno ukłuło wielu triathlonistów (w tym także mnie) to właśnie nonszalanckie podejście do treningu. Zauważyłem, że bardzo nie lubimy jako środowisko takiego podejścia „wystartuję bez przygotowania i zobaczymy co będzie”. Sam nie wiem dlaczego mnie to podejście denerwuje, ale mnie denerwuje – po prostu uważam, że triathlon jest na tyle trudną dyscypliną, że trzeba się do niego przygotować należycie – podobnie uważam z maratonem. Choć wiem, że mógłbym pobiec maraton w okolicach 3:30-3:45 to nie startuję na tym dystansie bo mam do niego szacunek i jak kiedyś wystartuję, to chcę być na niego gotowy. Ale obiektywnie, to nie ma chyba nic złego w takim podejściu „na próbę” – po prostu my mamy skrzywienie 😉 Może wynika to z tego, że praktycznie na każdych zawodach ratownicy muszą wyciągać kogoś z wody – hitem z tego roku był mój kolega, który musiał wyciągać z wody „zawodnika”, który zaczął się topić dopływając do linii startu.
Co do zakładek, to nie masz racji – zakładka z 3 sportów jak najbardziej wchodzi w grę. Co prawda nie pamiętam kiedy taką robiłem, ale jest to opcja. Zazwyczaj jednak zamiast takiej zakładki ludzie startują treningowo np. na krótszym dystansie bez presji na wynik, aby przy okazji otrzaskać się z innymi elementami zawodów.
Zresztą zawody to nie są 3 dyscyplin, a 5. Oprócz pływania, roweru, biegu masz jeszcze strefy zmian i odżywianie. O odżywianiu Ci nie muszę mówić, bo sam doświadczyłeś. Strefy zmian na krótkich dystansach są z kolei szalenie ważne – popatrz sobie na swoje czasy – pewnie mocno odstają od czołówki. A teraz pomyśl ile musiałbyś z siebie dać aby np w czasie biegu. na 5km odrobić 1-2 minuty.
Dla mnie właśnie ta złożoność, wszechstronność sprawiła, że przeszedłem z samego biegania do triathlonu. W triathlonie nie ma prostych odpowiedzi, planów które działają na wszystkich, trzeba mieć strategię zawodów ułożonych pod swoje silne i słabe strony i nie można iść na żywioł. To jest sport na lata, w którym co roku można coś odkrywać. W bieganiu mi tego brakowało – po przeczytaniu Danielsa wiesz praktycznie wszystko co musi wiedzieć amator o bieganiu. Oczywiście jest to moje subiektywne odczucie, bo znam wielu ludzi, którzy w bieganiu się realizują przez lata, także każdy ma inne spojrzenie.