Oglądaliście kiedyś serial Friends? Na nasze to „Przyjaciele” choć ja polskojęzycznej formy nie jestem w stanie znieść. Po prostu słuchanie tego „po naszemu” zabija mi zabawę… może dlatego, że między innymi z tego serialu uczyłem się języka? Nie wiem, może.. ale ja dziś nie o tym.
Friends to serial o grupie znajomych, którzy (odchodząc od mało realistycznych aspektów jak to, że dorośli ludzie spędzają 3/4 dnia w kawiarni) przechodzą przez różne etapy swojego życia, różne sytuacje i problemy – RAZEM. Tak po prostu jest, znają się dobrze, komuś coś się dzieje, oni przez to przechodzą razem i idą do przodu. Wróć, oni się nie znają dobrze, oni się znają BARDZO dobrze…
Potrafilibyście tak „zgadywać” co kupili na zakupach Wasi najbliżsi? Jeśli tak – szacun. Jeśli nie… to przyznajcie, fajnie by było nie? Wiecie dlaczego?
Bo życie jest łatwiejsze, gdy nas nie ma.
Nie, nie chodzi mi o to, żebyśmy sobie gdzieś poszli i nie wracali. Chodzi o to, żebyśmy zapomnieli O SOBIE.
Przypomnijcie sobie, kiedy ostatni raz ktoś Wam coś zaproponował, zasugerował czy zlecił a Wy zamiast się za to wziąć rozpoczęliście monolog od słów „czy ja ___ dam radę/potrafię/się nie boję/nadaję się/powinienem/powinnam„. Ile razy odmawialiście sobie czegoś w życiu bo uważaliście, że możę to nie jest dla Was, może nie macie do tego predyspozycji, może nie macie wystarczających umiejętności czy odwagi cz jesz czegoś o czym pomyśleć moglibyście tylko Wy.
Ile razy w życiu odmówiliście sobie czegoś generując przy tym całą masę stresu… bo wydawało Wam się, że „to nie dla Was”?
I ile razy tego żałowaliście?
Wiecie co jest fajne w przyjacielu czy kimś bliskim z rodziny? Że nas zna. Prawdopodobnie czasem „lepiej niż my sami”. Fajne jest to, że taka osoba kiedy nam coś oferuje to poddaje to najpierw krótkiej konfrontacji „czy to co ja wiem o tej osobie mówi mi, że to będzie dla niej ok?” i jeśli tak to nam daje. Ba, ja ułatwiam sobie życie jeszcze bardziej bo zakładam, że wszyscy otaczający mnie ludzie mają wobec mnie dobre intencje. W ten sposób sprawiam, że ich „propozycje” brzmią dla mnie bardzo bezpiecznie i ufam im, że takie też są. Jedni nazwą to naiwnością. Ja nazywam to najlepszym sposobem na życie.
A wtedy my, zamaist to przyjąć i zrobić to zadajemy milion pytań, które prowadzą do nikąd. A przecież cały temat został załatwiony przez tą bliską osobę.
Jeśli dostajesz w pracy nowe zadanie i zaczniesz się zastanawiać „czy dasz radę” to prawdoopdobnie dasz, ale z takim opóźnieniem, ze i tak dostaniesz opieprz a potem będzie Ci się wydawało, że winny jest Twój brak umiejętności. Nie, winne jest to, że zamiast DZIAŁAĆ postanawiasz ROZMYŚLAĆ. I to nawet nie nad zadaniem.. a nad sobą.
Był sobie klient
Miałem kiedyś takiego klienta, który zlecał mi jakieś drobne rzeczy typu banerki na stronę itd. Kiedyś pewnego dnia napisał do mnie „zrób mi animowany baner, który będzie ______ (w tym miejscu wstaw sobie jakąś fizykę kwantową, bo tak to wtedy brzmiało” .. ja mu na to „ale .. ja tego nie potrafię” a on do mnie „a to czy to potrafisz to mi nic nie zmienia, pytanie czy zrobisz„.
Czujecie to? Nie ważne jest czy ja mogę, jestem w stanie, czy nadaję się itd. Ważne jest, czy to zrobię czy nie. To pierwsze to są „opinie” nasze na nasz temat. Opinie, które za przeproszeniem są gówno warte kiedy przychodzi do rozliczenia nas z naszej własnej rzeczywistości i tego, co w niej zrobiłeś.
Nigdy nie bedziesz wspominał jak to kiedyś „pomyślałeś, że się do czegoś nie nadajesz„. Możesz wspominać, jak Ci coś nie wyszło a jak Ci wyjdzie to juz na pewno wnuki się dowiedzą. Nigdy jednak nie będziesz pamiętał i pamiętała tych setek straconych chwil przez to, że zamiast robić postanowiłeś się zastanawiać… i to nad sobą.
Obsłużyłem wtedy tamtego klienta. Rzucił mi „słowo kluczowe”, które muszę sobie wyszukać w google, żeby znaleźć dany temat i poczytać o nim i ja tak też zrobiłem. Przez chwilę się bałem, że nie podołam ale doszło do mnie, że ten człowiek już coś o mnie wie, znacznie lepiej niż ja ogarnia dany temat i z pewnością LEPIEJ ODE MNIE wie, czy dam czy nie dam rady więć skoro mi to zleca TO MU ZAUFAM.
I to jest ten kluczowy moment. Zaufaj otoczeniu. Zaufaj, że dostarcza Ci ono wyzwań, które są w Twoim zasięgu. Ludzie wokół Ciebie NIE SĄ SAMOBÓJCAMI. Gdyby coś było grubo poza Twoim zasięgiem to by to do Ciebie nie trafiło. W większości przypadków przynajmniej.
Przy okazji po latach – gorąco pozdrawiam Krzysztofa Antonia zwanego Klossem z firmy PowerNet.pl bo to on był tym tajemniczym klientem z pięknym nastawieniem do życia 🙂
Maraton
Może to trochę nieskromne ale poczuwam się do tego, że znany Wam z różnych moich wpisów na fejsie Darek Kabulski przebiegł Maraton. Zanim to zrobił biegal kilka lat ale przez te kilka lat biegania nie próbowal… bo co? Bo „niee, ja jeszcze nie jestem gotowy”. Ja go zmierzylem wzrokiem, posłuchałem i mówię „Jesteś, chodź”…. o ironio, ja nie byłem 😉 ale i tak daliśmy radę, czemu? Bo postanowiliśmy wybrać najlepszą możliwą drogę w życiu. Drogę działania.
Nie przekonasz się czy coś możesz zrobić prowadząc dialog ani ten wewnętrzny ani ten zewnętrzny.
Jedyna droga do tego, by sprawdzić NA CO CIĘ STAĆ jest po prostu działać.
Wyzwanie więc mam następujące. Przestań myśleć o świecie w kontekście siebie samego.
Dasz radę?
Podpowiedzi:
- wyeliminuj ze swojego słownika zdania, które brzmią podobnie do „oj nie, ja nie potrafię” „nie wiem czy dam radę” „a może tam nie pasuję” „to chyba nie dla mnie” itd.
- zapisuj sobie WSZYSTKIE propozycje, jakie padły w Twoim kierunku w tym tygodniu. To jest bardzo ważne! Zapisz je sobie a potem napisz jaka była Twoja reakcja i co z tego wynikło.
- za tydzień o tej porze zerknij na tę listę i zadaj sobie pytanie, ile Cię ominęło? Z czego zrezygnowałaś/zrezygnowałeś i dla czego i czy teraz aby nie żałujesz?
- wyciągnij wnioski.
Dodam też, że przebiegłem pierwszy maraton bo zaufałem, że gdybym nie był w stanie to Darek by nie podjął takiego wyzwania ze mną. Zaufałem jego doświadczeniu choć przez całe nasze „nakręcanie się” mówiłem głównie o nim i jego umiejętnościach. Wierzyłem, że gdyby problem był po mojej stronie to Darek by mi na to zwrócił uwagę. Jakby nie było, kiedy biegniesz z kimś pierwszy maraton i to na spontanie i to w jakieś trasy niezabezpieczone to raczej nie chcesz, żeby Ci towarzysz odpadł 🙂
I co jest jeszcze lepsze.
To był mój pierwszy Maraton.
Nigdy wcześniej maratonu nie biegłem.
Dziś wiem czemu.
Bo nikt mi tego nie zaproponował.
P.S. Tak biega Phoebe
2 komentarze
To prawda. Obecny MW był moim pierwszym; do ostatniej chwili (tydzień przed) namawiałem koleżankę, która mówiła „nie jestem gotowa”, „Ty to jesteś przygotowany, ja nie dam rady”. Biegliśmy razem na czas ok 4:10-15. Do 30tego kilometra razem, później odzywający się co jakiś czas ból kolana mocno mnie spowolnił – ona nie zwolniła. Ukończyła MW w czasie 4:25, ja 5h. Później dziękowała mi że jednak ją namówiłem. Że dzięki mnie może o sobie powiedzieć „Maratończyk”. Niestety, przed większością wyzwań hamuje nas PSYCHIKA. Życzę więc każdemu przełamanie tych barier. Życie jest o wiele bardziej ciekawe po tym 🙂
Ja często mówię, że nie wiem czy dam radę, ale przeważnie po tym padają słowa w stylu „…ale SPRÓBUJĘ, najwyżej nic z tego nie będzie” bo też jak nie wyjdzie to się nie będę przejmować 😉 Na pewno znacznie lepiej jest zawsze próbować podołać wyzwaniom, które stawia przed nami życie, a i czasem trochę mniej się wszystkim przejmować – ludzie za bardzo się martwią innymi dookoła, wstydzą się coś zrobić… dlatego np. nie pójdą na zajęcia z czegoś bo tego nie potrafią i głupio im by było jakby im nie wychodziło – ostatnio często spotykam takie słowa z ust znajomych, ale przecież każdy gdzieś, kiedyś zaczyna, więc nie ma co się przejmować.