Przez jakieś 27 lat swojego życia sądziłem, że najbardziej na świecie boję się bólu. Mimowolnie jednak przez ostatnie 2-3 lata zacząłem rozumieć, że ból jest ok. Jest ok, bo jest jasny. Jest wiadomy. Jest. To co mnie przeraża to bezsilność. Niewiadoma. Beznadzieja. Nieuzasadniona cisza i ciemność.
Zobaczyłem dzisiaj na FB taki wpis
Alpinizm to jeden z tych sportów, na które reaguję tak jak moi rodzice reagowali kiedyś na breakdance czy inne „sporty ekstremalne”. Walka z naturą, ludzkimi ograniczeniami jest tu podniesiona do potęgi entej i w zasadzie robi się coś wbrew tak jakby celowo naginając ludzkie możliwości „bo może nie umrę”.
Mam oczywiście wrażenie, że biegając maratony wcale nie jestem jakoś bardziej rozsądniejszy niż taki himalaista..choć to pewnie kwestia skali i wewnętrznej zgody na stopień zagrożenia. Maratończycy też umierają, choć stosunkowo rzadziej (no jest ich mimo wszystko więcej) niż taki atakujący Everest himalaista. Patrzę na tego drugiego jednak sceptycznie, bo tam „niewiadoma” jest jakby nieodłącznym elementem wyzwania.
Elementem na który ktoś się godzi. W pełni świadom, że moze nie wrócić. I nie, rozum tracą dopiero na pewnej wysokości, nie w momencie decyzji „atakujemy szczyt”.
Boję się jednak niewiadomej. Wszyscy się boimy. Powód jest prosty. To nasz mózg robi płata nam figle. Nic nie jest bardziej okrutne od naszej wyobraźni. Nasze wizualizacje tego co się „może stać” potrafią wywołać w organizmie procesy chemiczne, które nie różnią się od tych „prawdziwych”, a co gorsza, mogą trwać znacznie dłużej, bo np stresując się przed skokiem spadochronowym będziemy atakować swój organizm złymi myślami przez kilka dni zamiast przez 30 sekund.
Te nasze „a co jeśli”, które niby ma być związane z instynktem przetrwania to jednak potrafi nam nieźle nabroić w życiu. Potrafi sprawić, że odwrócimy się od ważnych w życiu sytuacji, bo po prostu nie pozwolimy im się wydarzyć. Potrafi sprawić, że kiedy ktoś wyciągnie do nas rękę, zaprosi na rozmowę o pracę czy po prostu zasugeruje ważny krok w życiu, my powiemy NIE. Bo w panice widzimy jak płonie świat i wizja ta zasłania nam to co dobre.
Ten strach przed „śmiercią”, może sprawić, że zamiast żyć będziesz po prostu czekał w strachu.
I tak, dobrze myślisz, nie mówię tu teraz o sobie. Ja się nauczyłem nie przejmować tym, co ma dopiero zaraz nadejść. Jak ma nadejść to nadejdzie, ja ten „międzyczas” wykorzystam żeby ew zmniejszyć impakt zderzenia z tym asteroidą.
Jeśli chodzi o mnie to przez kilka lat ostatnich obawiałem się wszelakich badań. Po prostu. Im więcej człowiek siedzi w fit-blogosferze tym więcej widzi „co robił nie tak”. I tym więcej sobie „wyobraża”, co potem demotywuje go do sprawdzenia stanu faktycznego. Na szczęście jak wspomniałem, ja się już ocknąłem. Zrozumiałem, że ten lęk nic nie zmienia a moja wyobraźnia w najlepszym wypadku tylko oddaliła mnie od potencjalnej wiedzy i świadomości, które z kolei mogą TYLKO pomóc.
Ale i tak się boję. Bo nie tylko mój lęk ma znaczenie. Widzę codziennie jak ludzie nie pozwalają sobie ŻYĆ, bo w głowie każda opcja na coś dobrego rysuje im się w bardzo drastycznych barwach. Kiedy myślę o tym, że ktoś sobie odmawia poprawy życia, bo musi wprowadzić zmiany, które go „przerażają” (a wcale straszne nie są..po po prostu ma dobrze rozwiniętą wyobraźnię destrukcji) … jest mi źle. I boję się, że nic z tym nie zrobię. Nie pomogę. I to jest ta bezsilność. Bo ja muszę czuć, że mogę pomóc. Po to jestem.
To trochę jak ze śmiercią. Twoja śmierć zaboli NAJMNIEJ właśnie CIEBIE. To inni ją będą przeżywać i czuć ból. I to właśnie ten stres przed zostawieniem innych przeraża człowieka bardziej niż to, że zaśnie i nie wstanie.
Ból jest ok. Ból nie podlega wątpliwości. Ból trwa ile ma trwać i ani chwili dłużej. A po bólu przychodzi ulga. Po niewiadomej jednak może nie nadejść nic. I może trwać nawet całe życie.
Nie pozwól na to, by wątpliwości kierowały Twoim życiem. Pozwól sobie czasem na to, żeby coś zabolało. O ile faktycznie nie mówimy o skoku bez spadochronu to prawdopodobnie odpowiedź na tę myśl, którą masz teraz w głowie „czy warto”.. prawdopodobnie tak. Warto. I nie przekonasz się póki nie sprawdzisz. W tym nieprzekonaniu możesz jednak stracić pół życia na generowaniu złej chemii w swoim ciele.